Ferie pod Alpami czy palmami? A może city break do którejś z europejskich stolic? Bez wątpienia są to interesujące pomysły na urlop. Do jego zaplanowania można jednak podejść w nieoczywisty sposób. W końcu na odkrycie przez turystów czeka wiele mniej znanych miejsc. Gdzie pojechać na ferie zimowe za granicę? Oto trzy wyjątkowe kierunki!
Gdzie spędzić ferie zimowe za granicą? Blisko bieguna!
Białe szaleństwo nie zawsze musi oznaczać tego samego. Dla jednych najlepszym sposobem na udany wypoczynek będzie przemierzanie górskich szlaków, a dla innych poznanie surowego piękna zimy. Właśnie dla miłośników takich atrakcji w kilku krajach Europy powstały lodowe hotele. Warte rozważenia są m.in. oferty ośrodków ze Skandynawii. Takie oryginalne miejsca powstają choćby w Laponii, krainie w większości leżącej na terytorium Finlandii.
Co czeka śmiałków, którzy zdecydują się na taki wypad? Wcale nie walka o przetrwanie w wielostopniowym mrozie. Hotele typu igloo to komfortowo urządzone obiekty, standardem nieodbiegające od najbardziej znanych kurortów na świecie. Przed wyjazdem trzeba jednak zastanowić się nad typem hotelu. Goście mają do wyboru trzy:
- budowle stworzone w całości ze śniegu;
- noclegi w namiotach przypominających nieco mongolskie jurty, z tym że przykryte śniegiem (oczywiście z wyjątkiem wejścia);
- kapsuły przeszklone na całej swojej powierzchni.
Śnieżne komnaty
Wakacje zimą w każdym z tych miejsc zapewniają niezapomniane przeżycia, choć różne. Największe wymagania przed urlopowiczami stawia właśnie ten rodzaj hotelu. Jak można się domyślić, w śnieżnej komnacie jest bardzo zimno. Temperatura w pokojach wynosi kilka stopni poniżej zera. Inaczej być nie może, ponieważ miejsce noclegowe by się roztopiło. Nie ma więc wyjścia – trzeba spać w pełnym zimowym ubiorze.
Odkryj najpopularniejsze produkty z Out Of The Box
-
Skarpetki wzór żółte miny
15,00 zł -
Klocki Paczkomat InPost z samochodem eko
139,00 zł -
Zestaw foliopaków małych, 10 szt.
6,49 zł -
Klocki Sortownia
219,00 zł
Namioty pokryte białym puchem
Osoby, które wolą ciepło, mogą spróbować spędzić polarną noc w namiocie. Co ważne, nie szyje się ich z materiałów, z których produkowane są modele na letnie biwaki. O tej porze roku byłoby w nich zbyt zimno. Do tego istniałoby ryzyko zawalenia się śniegu na znajdujących się w środku ludzi. Bardzo mocna tkanina zapewnia bezpieczeństwo i kilkanaście stopni Celsjusza wewnątrz. W ośrodkach, które udostępniają je turystom, zwykle znajduje się też inny, drewniany lub murowany budynek. W wyjątkowo mroźne noce można się w nim schronić.
Szklane igloo
Ferie zimowe za granicą w śnieżnej komnacie albo namiocie mają pewną wadę – nie dają szans na zobaczenie pięknych widoków. Noc to przecież idealny czas na podziwianie gwiazd i zorzy. Do ich ujrzenia najlepiej nadają się szklane kapsuły. W ich wnętrzu jest ciepło jak w domu, a co za tym idzie, nie pozostaje nic, tylko wygodnie się położyć, wyłączyć światło i spojrzeć w niebo. Co ważne, tak jak w przypadku innych typów hoteli, goście na miejscu zwykle zastaną tylko pokój. Wspólny sanitariat znajduje się w osobnym budynku.
Największe atrakcje pod północnym biegunem
Czy północ, do tego tak odległa, to tylko biały puch i zorza? Na szczęście nie. Jedną z przygód, które mają okazję przeżyć turyści, jest kąpiel w gorącym źródle. Oprócz nich istnieją też zbiorniki pozbawione naturalnego podgrzewania. Z tej możliwości zadowoleni będą amatorzy morsowania. W obu przypadkach poza zabawą takie kąpiele mają też niebagatelny walor zdrowotny.
Dodatkowo w czasie mrozów opady śniegu nie występują, dzięki czemu pogoda powinna być wystarczająco dobra także na zorganizowanie ogniska oraz przejażdżkę saniami zaprzęgniętymi w renifery.
Mniej znany kierunek na ferie zimowe na stoku – Sinaia
Wysokogórski klimat, stoki narciarskie, a do tego zamki dawnych królów? To nie opis Alp. Takie atrakcje można znaleźć również w Karpatach. Osoby zastanawiające się, gdzie pojechać na ferie zimowe w góry, miłe chwile spędzą w mieście Sinaia, znajdującym się w regionie Prahova w Rumunii. Na potrzeby turystów przygotowano tam 18 km tras narciarskich, z czego najdłuższa z nich liczy 1/3 tej długości.
Okolica ta przypadnie go gustu osobom, które chcą oddać się odpoczynkowi, a przy tym nie zmarznąć tak jak na dalekiej północy Europy. W znajdującym się 1300 km na południe od Warszawy ośrodku pogoda jest znaczniej bardziej przyjazna mieszkańcom Polski. Temperatury raczej nie spadają do wartości mniejszej niż -10°C. Oprócz szusowania po śniegu i podziwiania szczytów Karpat w okolicy znajdują się warte zwiedzenia zabytki:
- królewskie pałace Pelișor i Peleș;
- prawosławny monaster, czyli klasztor z XVII wieku.
Królewskie rezydencje Pelișor i Peleș
Wybudowane pod koniec XIX wieku pałace królów Rumunii z dynastii Hohenzollernów można zaliczyć do najbardziej urokliwych w tym kraju. Pod względem wielkości nie są to duże budynki. W czasach monarchii służyły rodzinie królewskiej jako dodatkowe, letnie albo zimowe miejsca wypoczynku. Pomysłodawcą stworzenia górskich rezydencji był pierwszy władca kraju o tym tytule – Karol I. Do ich wzniesienia najął architektów z Wiednia. Po dekadzie prac, w 1883 roku, król i jego dwór mogli zobaczyć, co udało im się osiągnąć.
Obie budowle zostały zaprojektowane w formie pałaców myśliwskich, co można zauważyć po bogatych dekoracjach z drewna. Większym z nich jest Peleș i to w nim zgromadzono najcenniejsze zabytki. Jeden z nich to drewniana boazeria, którą wyłożono m.in. reprezentacyjną klatką schodową. Nie mniej od niej zachwyca szklany sufit. Dawniej służba rozsuwała go, gdy było ciepło. Co ważne, budynek zaprojektowano z uwzględnieniem ówczesnej techniki. Dzięki temu do otwarcia dachu wykorzystywano napęd elektryczny.
W pałacach wszechobecne jest drewno, co szczególnie widać w jadalni i bibliotece. Przez lata rodzinie monarszej udało się zebrać imponującą kolekcję dzieł sztuki wszelkiego rodzaju. Najważniejsze z nich są zbiory kolorowych szklanych naczyń. Poza nimi zwiedzający mogą obejrzeć złotą i srebrną metaloplastykę oraz zbroje rycerskie i broń. Pałace, choć zaniedbane po II wojnie światowej, nie zostały okradzione, dzięki czemu na miejscu pozostały również oryginalne meble.
Monastyr Sinaia
Prawosławny klasztor z końca XVII wieku stał się przyczyną zmiany pierwotnej nazwy miejscowości z Izvorul, czyli Źródło. Jego fundatorem był Michał Cantacuzino, brat ówczesnego władcy tych terenów Sebastiana. Monastyr to wotum dziękczynne za szczęśliwy powrót z pielgrzymki na Górę Synaj.
Początkowo świątynia powstała dla miejscowych eremitów. W kolejnych wiekach kompleks rozbudowywano o kolejne budynki i drugą cerkiew. Pierwsza, a więc ta, którą można dziś zwiedzać, jest jedyną, która przetrwała do obecnych czasów.
Kościół został zaprojektowany i ozdobiony zgodnie z kanonem sztuki prawosławnej tamtych terenów. W fasadzie widać inspiracje świątyniami dawnego Bizancjum. Wnętrze bogato ozdobiono freskami i ikonami. Na terenie klasztoru mnisi przechowują jeden z najcenniejszych zabytków rumuńskiej literatury. Tamtejszy egzemplarz Biblii pochodzi z 1688 roku i jest pierwszą wydrukowaną księgą tego typu w Rumunii.
Dojazd do Sinai
Rumunia to kraj pełen różnorodnych krajobrazów i zabytków, a co za tym idzie, warty odwiedzenia. Do przyjazdu zachęcają też mili i pomocni ludzie oraz kurs miejscowej waluty, który ułatwia przeliczanie cen na złotówki. Jak bardzo? Lei rumuński i polski złoty wymieniają się w stosunku niemal jeden do jednego. Niestety, pod jednym względem ten kraj jest problematyczny dla turystów. Jedyna autostrada prowadzi z Bukaresztu na południe, do nadmorskiego kurortu Konstanca. Sinaia, tak jak inne wsie, miasteczka, a nawet stolice okręgów połączone są jedynie siecią dróg krajowych.
Lokalne drogi w Rumunii to w większości dwupasmowe, zakorkowane trakty. Co więcej, te prowadzące przez Karpaty pełne są ostrych zakrętów, które spowalniają podróż. Jej czas dodatkowo wydłużają śnieg i oblodzone jezdnie, po których – zwłaszcza w Karpatach – po prostu nie da się jechać szybko. Z tego powodu do podawanego przez nawigację czasu przejazdu najlepiej dodać ze dwie godziny. Tyle raczej wystarczy do zorientowania się, ile realnie zajmie przejazd np. wynajętym samochodem z okolic lotniska w Bukareszcie.
Ze względu na niezbyt dobrą sieć połączeń drogowych, Sinaia nie jest kierunkiem dla osób, które zastanawiają się, gdzie jechać np. na trzy dni za granicę. Jeśli jednak uda się wygospodarować więcej czasu, wrażenia będą warte trudów przebytej trasy.
Warto się do niej przygotować jeszcze w Polsce. Koniecznie trzeba zadbać o to, by mieć w pogotowiu naładowane telefony. Na wszelki wypadek na stok lepiej zabrać powerbank solarny z funkcją ładowania z gniazdka. Najlepiej, żeby wyróżniał się też kolorem obudowy. Wyraziste barwy ułatwią znalezienie go, gdy przypadkiem wpadnie w śnieg lub kępę trawy.
Algier, czyli propozycja na wyjazd na ferie do ciepłych krajów
Półkula północna o tej porze roku nie rozpieszcza turystów, choć oczywiście im dalej na południe, tym cieplej. Co więcej, do niektórych państw warto przyjechać właśnie zimą, ponieważ nie jest upalnie. Jedno z miejsc, które warto rozważyć, gdy brakuje pomysłu na to, gdzie jechać na ferie zimowe z dziećmi, to stolica Algierii. Kraj ten, w przeciwieństwie do okolicznych państw Maghrebu, pozostaje nieco zapomniany, choć ma wiele do zaoferowania. W jego stolicy można zobaczyć m.in.:
- Wielki Meczet;
- Meczet Ketchaoua;
- Wielką Pocztę;
- ogród botaniczny Hamma;
- reprezentacyjny plac z pomnikiem postawionym z okazji 20. rocznicy odzyskania niepodległości.
Wielki Meczet
Przyjemna pogoda, a więc słońce i około 20°C idealnie nadają się do zwiedzania metropolii, w której mieszkają trzy miliony ludzi. Algier nazywa się niekiedy białym miastem, a to ze względu na architekturę. Za jej przykład służy właśnie Wielki Meczet. Jego współczesny wygląd to owoc wielu wieków prac. Pierwszy budynek wzniesiono już w 1097 roku, minaret w XIV wieku, a zewnętrzna kolumnada powstała już prawie 750 lat po oddaniu świątyni do użytku.
Meczet Ketchaoua
Dużo młodszy jest meczet Ketchaoua. Do jego powstania przyczynił się sułtan turecki Ahmed I. Współczesny wygląd to mieszanka dwóch kultur i religii. Wybudowana w 1612 roku świątynia tak naprawdę nie przetrwała do dzisiaj. Ponad 200 lat później zburzyli ją Francuzi, którzy wtedy rządzili Algierią, a na jej miejscu postawili katolicki kościół. Po odzyskaniu niepodległości został on przemianowany na meczet. Z tego powodu nie przypomina on innych tego typu budowli, co najlepiej porównać sobie z Wielkim Meczetem. Z zewnątrz oba łączy tylko obecność minaretu.
La Grande Poste, ogród Hamma oraz Pomnik Chwały i Męczeństwa
Ciekawym przykładem architektury Algieru jest La Grande Poste, czyli Wielka Poczta. Powstała ona na początku XX wieku w stylu neomauretańskim. Dziś już nie pełni swojej funkcji. Po latach stała się muzeum telekomunikacji. Warto też przejść się do ogrodu botanicznego Hamma, w którym można odpocząć od tłumów wśród zieleni. Z niego widać pomnik postawiony z okazji odzyskania niepodległości. Da się go zobaczyć również z bliska, ponieważ stoi na jednym z głównych placów stolicy.
Tak jak większość miast na północnym wybrzeżu Afryki Algier założono jako port. Z tego powodu miasto będzie dobrym wyborem dla osób, którym zależy nie tylko na zwiedzaniu, ale i plażowaniu. Na wczasach warto też popływać, a co za tym idzie, wybrać się w rejs po Morzu Śródziemnym. Przy plażach znajdują się hotele, choć nie tak liczne, jak w Egipcie czy Tunezji. Jednak to właśnie dlatego warto wybrać się w podróż do Algieru. W przeciwieństwie do Djerby, Hurghady i innych znanych lokalizacji ta pozostaje nieodkryta i mniej dotknięta masową turystyką niż miejsca znane z pierwszych stron katalogów biur podróży.